Ocalić od zapomnienia

Jest u nas kościół, którego historia jest tak bogata jak losy Dolnego Śląska. Świątynię budowali, rozbudowywali, a później odbudowywali katolicy i husyci. Dziś jest to żywy przykład ekumenizmu – mówi ksiądz Piotr Rozpędowski. Dzisiejszy Gęsiniec powstał jeszcze w XVII w. jako osada husytów, uchodźców z Czech. Wtedy był to Husiniec.

Za sprawą młodego, pełnego zapału księdza, przeniesiemy się do czasów, kiedy w dzisiejszym Gęsińcu, sporą grupą żyli potomkowie husytów, przybyłych tu z pobliskich Ziębic. Żyli w symbiozie z Polakami, przybyłymi tu po wojnie i, choć większość husytów w tamtych właśnie czasach wyjechała do RFN i Czechosłowacji, pewna grupa postanowiła zostać na Ziemi Strzelińskiej. Ci, którzy zdecydowali się na wyprowadzkę, musieli zapakować w coś swój dobytek. Na pomoc przyszedł okoliczny stolarz, który wykonał dla potomków czeskich egzulantów drewniane skrzynie. W zamian za to, od jednej z rodzin otrzymał cylinder. Ten sam kapelusz odnalazł po wielu latach, na strychu, wnuczek stolarza - ksiądz Piotr Rozpędowsk. Za sprawą cylindra, w magiczny sposób, rozpoczęła się pasja księdza do odkrywania tego, co zapomniane. Postanowił zgłębić historię husytów Ziemi Strzelińskiej, a że sam stąd pochodzi, łatwiej było mu nawiązać bliskie relacje z mieszkańcami. Otwierali się przed nim i wpuścili do swojego świata, w którym polskie serce, czeska dusza i niemiecki porządek wyznaczały rytm życia od pokoleń. Fakt bycia księdzem odgrywał tu niebagatelną rolę – wszak od modlitwy zaczynali swój dzień bracia czescy, ich potomkowie kultywują tę tradycję do dziś, a ksiądz to osoba wzbudzająca zaufanie. I właśnie odkryte przez księdza historie stanowią kanwę naszego programu. Pokażemy też namacalne ślady po braciach czeskich na strzelińskiej ziemi - ceglane kielichy wmurowane w szczyty domów, specyficzną, niską zabudowę, w której mieszkali dawni szwacze, przywołają wspomnienia żyjących jeszcze dwóch przedstawicielek braci czeskich - . O życiu chrześcijan w mariażu trzech krajów i kultur – polskiej, czeskiej i niemieckiej – opowiedzą pani Anna Michalska i Lotte Hoszowska oraz ich dzieci. Podczas gdy polski ksiądz odkrywa na nowo historię czeskich emigrantów wyznaniowych na ziemi strzelińskiej, w Polsce, w Republice Czeskiej, cała rzesza polskich księży stara się ocalić od zapomnienia wiarę katolicką w miejscu, o którym jego rodowici mieszkańcy mówią, że to najbardziej ateistyczny kraj na kuli ziemskiej.

Na ryneczku, przy kawie, siedzi mężczyzna, którego każdy wita z uśmiechem. Odwzajemnionym. Zbigniewa, Zbyszka, czy po prostu Zibiego znają w Republice Czeskiej chyba wszyscy. Od 10 lat prowadzi swój program na kanale 2 Telewizji Czeskiej, ma też swoją audycję w Czeskim Radiu, niedawno wydał trzecią książkę, która ukazała się także w polskim przekładzie. Nic dziwnego, że dziś wymieniany jest w rankingach najbardziej wpływowych osobistości w Czechach.

Jak to się stało, że jedną z najbardziej znanych osób w laickim kraju został ksiądz? Zbigniew Czendlik, bo o nim mowa, to polski ksiądz z czeskim obywatelstwem, którego gazeta „Denik" uznała za jednego z dziesięciu najbardziej wpływowych Czechów. Gdy prawie trzy dekady temu, decyzją biskupa, trafił do Republiki Czeskiej, by wspomagać garstkę wiernych, umiał powiedzieć po czesku tylko: "pozor vlak!". Języka uczył się od swoich uczniów i w … gospodzie. – Chyba było lepiej, gdy nie znałem dobrze czeskiego, bo wierni uważniej słuchali moich kazań. Musieli się wsłuchiwać, żeby zrozumieć, co ten polski ksiądz usiłuje im powiedzieć albo byli ciekawi jaką językową gafę popełni – opowiada ze śmiechem ks. Zbigniew. Oczywiście, życie polskiego księdza w ateistycznym kraju nie jest łatwe. Zbigniew Czendlik musiał nawet swego czasu zmienić numer telefonu. Sam przyznaje, że jest w Czechach w trochę niewygodnej sytuacji. I, jak mówi, uważa za cud, że jest tam, gdzie jest. Dlatego, że Polacy nie są specjalnie lubiani przez Czechów. W dodatku ksiądz reprezentuje Kościół, który też nie jest lubiany w Czechach. Dostaje więc czasem takie maile czy kiedyś też telefony, które posyłają go z powrotem do Polski. Jednak to Czechy są dziś jego domem i robi tu naprawdę wiele dobrego – na msze i eventy z jego udziałem zjeżdżają Czesi z całej Republiki. Swoją działalnością prospołeczną i otwartością na ludzi zjednał sobie Czechów. Działając więc, w sobie tylko znany sposób, ksiądz Zbigniew stara się ocalić od zapomnienia… wiarę chrześcijańską i jej wartości.